Mój przyjaciel Franek jego smakołyki i wybryki
Kudłaty,
z rudymi włosami, chrupie marchewkę długimi
ząbkami.
Prowadzam
go wszędzie wcale nie za pomocą sznurka, wystarczy, że czuje zapach ogórka i
wtedy podąża jego śladem, a to zielone warzywo staje się jego obiadem. Mogę go
nim częstować nawet na kolację i śniadanie, ale tak naprawdę stanowi on główne
danie, jedzone na okrągło bez względu na porę dnia czy nocy. czasami potrzebuję
mych rodziców pomocy, by gdy śpię kawałeczek
ogórka Frankowi do klatki wrzucili i tym samym jego niesłabnący apetyt
zaspokoili.
Franek
jest morską świnką , gryzoniem, który poradziłby sobie z wielkim słoniem i z
tym mniejszym pewnie też, zresztą ty dobrze o tym wiesz, bo gryzoniem jest także
mysz, a ona gdy się pojawia słoń głośno trąbi "a kysz"
Sianko
to jego wielki przysmak choć konkurencję z ogórkiem przegrywa, lecz zapach ma tak samo kuszący, gdyż czując
go Franek swe ciało podrywa i biegnie, wdrapuje się na koszyk , tam gdzie
sianko jest, zachowując się, jak na zapach kości pies.
Wielkim
niedopatrzeniem był by brak wzmianki o natce pietruszki. jest ona kolejnym
Franka smakołykiem, a na jej woń drżą jego nóżki.
Kiedy
się raduje do góry podskakuje, w złości ugryźć może, wtedy palcem mu grożę,
przez chwilę strasznie się srożę, a on patrzy małymi, czarnymi oczami i to całe
zajście jest już za nami.
Franek
często popiskuje, w ten sposób się z nami komunikuje i wiemy, czy coś go boli,
czy może właśnie ma chęć poswawolić.
Biega
po prawie całym mieszkaniu, skacze do góry, jakby miał chęć obgryźć kawałek
chmury, która i tu sobie wyobrażam, swoim rozmiarem nam zagraża lecz Franek
jakby na łapkach miał jakieś sprężynki, znowu jest w górze i nie da skrzywdzić
małej dziewczynki, łapie chmurę zębami, a ona z grymasem bólu żegna się z nami
i odlatuje przez uchylone okno, po zębach dziurka, z niej deszczyk i ludzie
mokną. Gdyby to wszyscy wiedzieli dlaczego nagle się rozpadało na pewno
Frankowi by się po uszach dostało.
Franek
biega bardzo szybko prawie bez przerwy chrumkając, dlatego jest nazywany świnką,
bo gdyby nie wydawane odgłosy to może mówiono by, że to zając.
Morskie
świnki wcale nie lubią wody, jedynie tą do picia, bo jest ona im potrzebna, jak
nam do życia.
Dlaczego
morska świnka, a nie na przykład z puszczy lub gaju, bo Franek i cała jego
rodzina przybyli do Polski, aż z Paragwaju. Świnki morskie mieszkały także w
Peru, które leży w atlasie na stronie, której nie pamiętam numeru ale jak ją
odszukacie odpowiedź dlaczego "morskie" poznacie. Sprawdźcie tylko co
Peru, Paragwaj od Europy oddziela, wtedy poznacie historię nazwy mojego
przyjaciela.
Franio
zjada swe odchody, dlaczego to robi, to zagadka przyrody, jedno nie ulega wątpliwości,
nie przyczynia się to do większej czystości i w klatce pomimo tego, że zjada, a
my stale sprzątamy, ciągle na duże ilości bobków się natykamy.
Franek
jak na świnkę przystało nie śpi zbyt długo
i kiedy jeszcze noc głęboka, czyli ciemno, kolor czarny dominuje, wychodzi z
klatki, wspina się na parapet i w
bezchmurną noc gwiazdy obserwuje. Księżyc otwiera mu okno, nietoperze
delikatnie do góry go unoszą, a potem do innych świnek zanoszą, które wszystkie
na jednej z leśnych polan, tańcują w świeżej, soczystej trawie, długiej do
moich kolan. Jedzą do syta, rozmawiają, razem podskakują, się przytulają, a
potem pan Wietrzyk lekkimi podmuchami, zabiera świnki by znów były z nami.
Czy
to prawda, marzenie, czy sen! I kogo mój, czy jego - na to odpowiedz sobie
sama, sam, koleżanko, kolego:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz