sobota, 6 lipca 2019


Mój przyjaciel Franek jego smakołyki i wybryki
(książeczka napisana z córką kiedy jeszcze chodziła do przedszkola)
  
Kudłaty, z rudymi  włosami, chrupie marchewkę długimi ząbkami.
Prowadzam go wszędzie wcale nie za pomocą sznurka, wystarczy, że czuje zapach ogórka i wtedy podąża jego śladem, a to zielone warzywo staje się jego obiadem. Mogę go nim częstować nawet na kolację i śniadanie, ale tak naprawdę stanowi on główne danie, jedzone na okrągło bez względu na porę dnia czy nocy. czasami potrzebuję mych rodziców pomocy,  by gdy śpię kawałeczek ogórka Frankowi do klatki wrzucili i tym samym jego niesłabnący apetyt zaspokoili.
Franek jest morską świnką , gryzoniem, który poradziłby sobie z wielkim słoniem i z tym mniejszym pewnie też, zresztą ty dobrze o tym wiesz, bo gryzoniem jest także mysz, a ona gdy się pojawia słoń głośno trąbi "a kysz"
Sianko to jego wielki przysmak choć konkurencję z ogórkiem przegrywa,  lecz zapach ma tak samo kuszący, gdyż czując go Franek swe ciało podrywa i biegnie, wdrapuje się na koszyk , tam gdzie sianko jest, zachowując się, jak na zapach kości  pies.
Wielkim niedopatrzeniem był by brak wzmianki o natce pietruszki. jest ona kolejnym Franka smakołykiem, a na jej woń drżą jego nóżki.
Kiedy się raduje do góry podskakuje, w złości ugryźć może, wtedy palcem mu grożę, przez chwilę strasznie się srożę, a on patrzy małymi, czarnymi oczami i to całe zajście jest już za nami.
Franek często popiskuje, w ten sposób się z nami komunikuje i wiemy, czy coś go boli, czy może właśnie ma chęć poswawolić.
Biega po prawie całym mieszkaniu, skacze do góry, jakby miał chęć obgryźć kawałek chmury, która i tu sobie wyobrażam, swoim rozmiarem nam zagraża lecz Franek jakby na łapkach miał jakieś sprężynki, znowu jest w górze i nie da skrzywdzić małej dziewczynki, łapie chmurę zębami, a ona z grymasem bólu żegna się z nami i odlatuje przez uchylone okno, po zębach dziurka, z niej deszczyk i ludzie mokną. Gdyby to wszyscy wiedzieli dlaczego nagle się rozpadało na pewno Frankowi by się po uszach dostało.
Franek biega bardzo szybko prawie bez przerwy chrumkając, dlatego jest nazywany świnką, bo gdyby nie wydawane odgłosy to może mówiono by, że to zając.
Morskie świnki wcale nie lubią wody, jedynie tą do picia, bo jest ona im potrzebna, jak nam do życia.
Dlaczego morska świnka, a nie na przykład z puszczy lub gaju, bo Franek i cała jego rodzina przybyli do Polski, aż z Paragwaju. Świnki morskie mieszkały także w Peru, które leży w atlasie na stronie, której nie pamiętam numeru ale jak ją odszukacie odpowiedź dlaczego "morskie" poznacie. Sprawdźcie tylko co Peru, Paragwaj od Europy oddziela, wtedy poznacie historię nazwy mojego przyjaciela.
Franio zjada swe odchody, dlaczego to robi, to zagadka przyrody, jedno nie ulega wątpliwości, nie przyczynia się to do większej czystości i w klatce pomimo tego, że zjada, a my stale sprzątamy, ciągle na duże ilości bobków się natykamy. 
Franek jak na świnkę przystało  nie śpi zbyt długo i kiedy jeszcze noc głęboka, czyli ciemno, kolor czarny dominuje, wychodzi z klatki, wspina się na parapet  i w bezchmurną noc gwiazdy obserwuje. Księżyc otwiera mu okno, nietoperze delikatnie do góry go unoszą, a potem do innych świnek zanoszą, które wszystkie na jednej z leśnych polan, tańcują w świeżej, soczystej trawie, długiej do moich kolan. Jedzą do syta, rozmawiają, razem podskakują, się przytulają, a potem pan Wietrzyk lekkimi podmuchami, zabiera świnki by znów były z nami.
Czy to prawda, marzenie, czy sen! I kogo mój, czy jego - na to odpowiedz sobie sama, sam, koleżanko, kolego:)